Mania Event czyli Maria Mikołajczak – producent, manager.
Swoje doświadczenie w projektach biznesowych przekładam na organizację eventów prywatnych i traktuję je jako odskocznię. Po prostu to lubię. Wymyślać, organizować, dbać o szczegóły i sprawiać, że wyjątkowe chwile stają się niezapomniane.
Dekoracje na naszych, maniowych ślubach zawsze są bardzo indywidualne, tym razem miało być prosto, biało i romantycznie. Ceremonia odbyła się nad brzegiem wody w otoczeniu hortensji, lampionów i dużych białych balonów.
Marta i Thomas na co dzień mieszkający w Wiedniu odezwali się do nas rok przed ślubem, marzyli o pięknym weselu gdzieś w Polsce. Zajęliśmy się wszystkim: znalezieniem miejsca, koncepcją, dekoracjami i pomocą w zaproszeniu gości.
Ania i Tomek marzyli o ślubie w mieście, bez zadęcia. Klimatycznie i elegancko. Tak jak w przypadku większości naszych realizacji zajęłyśmy się organizacją ślubu i wesela od A do Z. Tradycyjnie jednak najwięcej przyjemności sprawiło nam planowanie dekoracji. Punktem wyjścia do całości stylistyki była wypadkowa: marzeń i gustów Ani i Tomka, kolorystki miejsca i oczekiwań wobec klimatu przyjęcia. I tak powstały ręcznie robione dekoracje w kolorach bieli, kremu i kawy z mlekiem.
Już na początku zrozumiałyśmy, że to klienci idealni. Dlaczego? Zaufali naszemu doświadczeniu i, co najbardziej mnie ucieszyło, dali nam wolną rękę. W dekoracjach i detalach, czyli we wszystkim tym, co ekipa Mania Event lubi robić najbardziej. Oprócz białych hortensji i dużych białych balonów wypełnionych helem, miejsce nie potrzebowało oprawy. Wystarczył błękit wody, jachty pod pełnymi żaglami w świetle zachodzącego czerwcowego słońca i Oni – szczęśliwi.
To miała być prywatka z lat 80 tych. Z paluszkami, reglamentowaną coca-colą, w klimacie domówki „z tamtych lat”. Ceraty w biało-czerwoną kratkę, mnóstwo zdjęć Patrycji oraz plakatów idoli lat 80 tych rozwieszonych w całym lokalu, słodycze rodem z PRL – irysy i kukułki. Dzięki pomocy męża Patrycji i jej przyjaciół udało nam się zachować całą resztę szczegółów w sekrecie, tak by sama impreza była dla Niej niespodzianką.
Cegielnia w Rzucewie to cudownie odrestaurowany postindustrialny budynek, wielkie okna i wspaniały ogród którego granicą jest brzeg morza. Miejsce ceremonii znajdowało się nad samym morzem. Pastelowe wstążki, przeróżne mobile własnego projektu – wszystkie w kształcie kul, słoiki jako alternatywa dla świeczników i wazonów i mnóstwo bukietów -układanych własnoręcznie.
Patrycja i Mateusz marzyli o ślubie w pięknym miejskim ogrodzie. Wśród natury, a jednocześnie blisko warszawskiego zgiełku. Na ślub zdecydowali się spontanicznie, wyznaczając datę z miesięcznym wyprzedzeniem. W 30 dni zorganizowaliśmy wesele w stylu garden party: z lampionami, oświetleniem ogrodu, grillem i mnóstwem świec w różnorodnych słoikach.